Na ławce w parku, skulony w kapturze,
Wiatr szarpie włosy, zimno mu w chmurze.
Oczy zmęczone, twarz z brudu szara,
W dłoni butelka, tania i wiara.
Życie go skrzywdziło, rzuciło na bruk,
Stracił pracę, dom, rodzinny krąg.
Samotność go dusi, alkohol otępia,
Na dnie rozpaczy powoli zdycha.
Czasem ktoś rzuci mu monetę, Albo zdanie rzuci, jak kamień w mętne. „Żul”, „menel”, „pijak” – słowa niczym nóż, Ranią duszę, która wciąż ma swój krzyż.
Może kiedyś był kimś, miał marzenia, Pragnął miłości, szczęścia, spełnienia. Teraz tylko cień, zgaszona gwiazda, Na ławce w parku, gdzie życie go zastało.
Nie osądzajmy go zbyt pochopnie, Bo każdy z nas może upaść boleśnie. Pomóżmy mu wstać, dajmy mu nadzieję, Może jeszcze uda się uratować tę duszę.
W jego oczach wciąż tli się iskra, Może jeszcze miłość w nim nie zgasła. Dajmy mu szansę, podajmy dłoń, By mógł z dna wyjść i zacząć od nowa.
Na twarzy kurz, w kieszeni nic, W oczach pustka, smutek, gniew. Życie go sponiewierało, Na brukowej ulicy rzuciło.
Żul, wyrzutek społeczeństwa, Bezdomny, niczyi, sam. W nocnej ciszy łzy swe skrywa, Wspominając lepszy czas.
Może kiedyś miał rodzinę, Może pracę, dom i cel. Lecz los się z niego zakpił, Pozostawiając tylko cień.
Teraz śpi na ławce zimnej, Otulając się starym kocem. Marzy o ciepłym posiłku, I o dachu nad swą głową.
Ale czy ktoś mu pomoże? Czy ktoś poda mu rękę? Czy znajdzie jeszcze nadzieję, W tym skomplikowanym świecie?
Żul to człowiek, jak każdy inny, Tylko życie go złamało. Może nie jest ideałem, Ale na litość zasługuje.
Więc nie patrz na niego z pogardą, Nie osądzaj i nie krytykuj. On też ma swoje uczucia, I też pragnie być szczęśliwy.
Może kiedyś uda mu się stanąć na nogi, Może kiedyś znów będzie kimś. Dajmy mu szansę, pomóżmy mu, Niech poczuje się znów człowiekiem.
Na bruku śpi, w mroku tkwi, Żul – wyrzutek społeczny. W oczach pustka, w sercu żal, Życie stracił, ach, jak banal.
Wódka grzeje, łagodzi ból, Odgania troski i zmartwienia. Na chwilę zapomnienie jest, Lecz rano znów powraca nędza.
Ktoś go skrzywdził, życie zniszczył, Pozostawił na pastwę losu. Samotny błądzi po ulicach, Wśród tłumu ludzi, a tak blisko nicości.
Może kiedyś miał dom i rodzinę, Może kochał i był kochany. Lecz teraz tylko smutek pozostał, I pustka w sercu, jak rana.
Nie osądzajmy go zbyt szybko, Bo każdy z nas może upaść. Pokażmy mu odrobinę litości, Może uda mu się jeszcze podnieść.
Pomóżmy mu wrócić do życia, Dajmy mu szansę na nowo zacząć. Może w nim jeszcze dobro tkwi, Może jeszcze uda mu się pokochać.
Na ławce siedzi żul, W brudnej czapce z dziurą, Patrzy w niebo, mruży oczy, I mruczy coś pod nosem.
Może marzy o wódce, Może o ciepłym jedzeniu, Może o dziewczynie pięknej, Która go pokocha szczerze.
A może o niczym nie marzy, Tylko tak siedzi, I chłonie promienie słońca, Które grzeją mu twarz.
Nagle podchodzi do niego pies, I merda ogonem radośnie, Żul głaszcze go po głowie, I uśmiecha się lekko.
Może ten pies to jego przyjaciel, Może jedyny na świecie, Który go kocha i rozumie, I nigdy go nie opuści.